wtorek, 26 lutego 2013

Obedience - perfekcyjne partnerstwo.

OB to prężnie rozwijająca się dyscyplina sportowa dla psów towarzyszących. Jej celem jest osiągnięcie posłuszeństwa i pełnej entuzjazmu ze strony psa współpracy przy wykonywaniu rozmaitych czynności, takich jak: zmienianie pozycji przy nodze, skakanie przez przeszkody, pokonywanie tuneli i wiele innych.

To, co naprawdę ważne jest w OB, to kontakt wzrokowy psa z właścicielem (co może być trudne ze względu na znaczenie spojrzenia w oczy w psim języku), dokładne wykonywanie poleceń przy minimalnym wykorzystaniu gestów czy komend i zapał czworonoga!
Pies musi wykazywać ogromną radość z wykonywania poleceń. Co więcej musi wykonywać je szybko, energicznie, i bezbłędnie. Nastawienie człowieka również jest nie bez znaczenia. Przewodnik musi być opanowany i mimo szybkości wykonywania czynności doskonale świadomy sygnałów, które daje swojemu towarzyszowi. Wiele błędów w trakcie konkursu pochodzi bowiem od człowieka, i od nieprecyzyjnych sygnałów, lub nieświadomie wydawanych, sprzecznych poleceń. Dlatego tak ważna jest precyzja i brak wahania. Pies musi otrzymywać konkretne, jasne znaki, by w pośpiechu, który jest wymagany w tej dyscyplinie, uniknąć zamieszania.

Są cztery klasy zawodów obedience – 0 dla początkujących, 1 i 2 dla średnio i bardziej zaawansowanych oraz 3 wagi międzynarodowej. Osiągnięcie klasy 3 daje możliwość brania udziału w mistrzostwach świata.
W dyscyplinie tej urzeka niesamowite porozumienie psa z właścicielem, ale i entuzjazm czworonoga, z jakim wykonuje prace. Jest to nie łatwe, gdyż w czasie konkursu można stosować jedynie pochwały głosowe, i to w niewielkim stopniu. Dla psów może to wiązać się z utratą zapału i motywacji z każdą sekundą. Ale dla tych, którzy uwierzą w swojego człowieka prawdziwa nagroda czeka po ukończeniu pokazu.

Ten tak pożądany entuzjazm chyba nie sposób osiągnąć inaczej niż za pomocą pozytywnych metod szkolenia. By zwierzę chciało wykonywać polecenia szybko i chętnie, nie mogą one mu się kojarzyć w żaden sposób negatywnie. A obietnica nagrody musi być naprawdę silna. Na tyle by skłonić psa do radosnego pokonywania trudności przez cały czas trwania konkursu. Ale czy tylko sportowcy mogą zajmować się tą dyscypliną? Nie! Szkolenie choćby z podstawowego, zerowego poziomu jest polecane wszystkim właścicielom czworonogów. Jest to doskonały sposób na pogłębienie więzi psa z człowiekiem, zwiększenie posłuszeństwa i nauka bardzo praktycznych sztuczek, które nie tylko pomogą uniknąć niebezpieczeństw, jakie niesie ze sobą życie w mieście, ale i poprawi naszą komunikację z zwierzakiem oraz jego zachowanie nacodzień.

Nauka chodzenia przy nodze przy ignorowaniu wszelkich rozpraszających bodźców, czy bezwzględne przybiegnięcie do właściciela mogą uratować przed zaginięciem, czy wpadnięciem pod samochód. A umiejętność wykonywania kilku prostych sztuczek pomoże zachować dyscyplinę w domu i ograniczyć kradzieże jedzenia, czy niszczenie mebli. To naprawdę praktyczne, a szkolenie metodami pozytywnego wzmacniania mogą być wspaniałą zabawą zarówno dla psa jak i jego pana.

piątek, 15 lutego 2013

Zrozumienie, a porozumienie.

Dzisiejszy poranek upłynął mi pod znakiem porozumienia. Bo właściwe z niezrozumienia wynikają wszystkie problemy na lini człowiek - zwierzę. Jako istoty świadome i zdolne do nauki, jesteśmy wyjątkowo uparci w tej kwesti, żeby oceniać zwierzęta według naszej, ludzkiej miary. A wystarczyło by tylko przyjąć do świadomości fakt, że mimo iż żyjemy w tym samym świecie, to zupełnie inaczej go postrzegamy. Najlepszym przykładem jest porównanie mężczyzn i kobiet. Należymy do tego samego gatunku, a jednak pomimo tych samych kluczowych potrzeb, jakim są jedzenie, spanie, czy chęć przedłużenia gatunku, to kobiety mają zupełnie odmienne wymagania niż mężczyźni bo są poprostu trochę inaczej skonstruowane.

Podobnie jest ze zwierzętami. Wszystkie dysponują uniwersalnym zestawem potrzeb i pragnień, ale to jak postrzegają rzeczywistość zależy głównie od narzędzi, w jakie wyposażyła je natura. Pokaż mi zestaw narzędzi, jakimi dysponujesz, a powiem ci jak widzisz świat.

Tymi narzędziami są zmysły. Dla wszystkich takie same : wzrok, słuch, węch, smak i dotyk. Dlaczego więc każdy gatunek jest inny?

Badając naturę konia uczymy się, że jest zwierzęciem uciekającym, żyjącym na otwartych przestrzeniach, dlatego do jego przetrwania najbardziej istotne są wzrok, słuch i w pewnej mierze węch. By zrozumieć, dlaczego konie robią się nerwowe w wietrzne dni, lub płoszą się pozornie bez powodu powinniśmy przyjrzeć się ich oczom. Końskie oko jest położone z boku głowy i nie ma możliwości akomodacji za pomocą dostrajania ostrości obrazu. Zwierzęta te widzą mało ostro i do tego mają dwa ślepe punkty tuż za zadem i tuż przed głową. Dla człowieka, którego podstawowym receptorem jest wzrok, wydaje się nieprawdopodobne funkcjonowanie z takim postrzeganiem. Ale dzięki niemu konie są w stanie dostrzec niewielki nawet ruch liścia w trawie, kilkadziesiąt metrów przed sobą. Konie są jak wielka sonda, rejestrująca każdy ruch i każdy szelest w swoim otoczeniu. Jest to niezawodny system wczesnego ostrzegania. Nie ważne, że my wiemy o liściu, i wiemy, iż jest on kompletnie nieszkodliwy. Koń jako urodzony sprinter nie ma czasu zastanowić się nad tym, czy liść mu zagraża, podczas gdy ułamek sekundy może decydować o jego życiu. Dlatego te zwierzęta najpierw uciekają, wystrzeliwując jak z procy, a dopiero potem zatrzymują się żeby się obejrzeć.
Podobnie jest z resztą ze słuchem. Dzięki ruchomym uszom konie są w stanie słuchać jednocześnie tego, co się dzieje z przodu, jak i za nimi. Na dźwięk nowy, lub podejrzany reagują zwykłą dla siebie ucieczką. Wyobraźcie więc sobie, co konie czują przy silnym wietrze, kiedy wszystko się rusza i do tego wydaje niepokojące szmery – ciężko zdecydować przed czym i w którą stronę uciekać prawda?

I tu pojawia się miejsce na nasze niezrozumienie. Koń dostrzega jakiś podejrzany ruch, ucieka bo tak nakazuje mu instynkt, a my wyciągamy bata. Tym samym utrwalamy w nim mechanizm. Koń mówi ,,boję się, że stanie mi się krzywda'', a my zadajemy mu ból chcąc go ukarać za nieposłuszeństwo. Co wtedy myśli? ,,Wiedziałem, że spotka mnie coś złego. Następnym razem muszę się lepiej przygotować''.

Podobnie dzieje się w przypadku psów. Ludzie na siłę starają się je uczłowieczać. Traktujemy nasze pociechy, jak nas samych, tylko chodzących na czterech nogach. Nic dziwnego więc, że skoro dla ludzi podstawowym mechanizmem komunikacji są słowa, tak samo staramy się rozmawiać z psami. Jak często zdarza się nam mówić do zwierząt? Jak często stoisz i błagasz psa żeby przyszedł, podczas gdy on w najlepsze gania po domu z twoim kapciem? Jak często krzyczysz żeby zszedł z kanapy, kiedy on zupełnie nic sobie z tego nie robi?

Już to powinno nam dać do myślenia, że nie tędy droga. Psy podobnie jak konie nie rozumieją słów. Mogą się nauczyć znaczenia poszczególnych komend, ale nadużywane, lub wypowiadane bez użycia odpowiedniej energii (nie mówię tu o wypowiadaniu słów z energią niczym cherleaderka, ale używaniu odpowiedniego stanu umysłu) szybko przestaną na nie reagować.

Spójrzmy na naszego czworonoga jak na psa. Natura wyposażyła go w doskonały węch, dobry wzrok i słuch. I tak pies najpierw będzie odbierał otoczenie za pomocą zapachu, potem ewentualnie się przyjrzy, a na końcu zastanowi się nad dźwiękiem.
A co my robimy, kiedy witamy się z psem? Najpierw wołamy, często piskliwym, przypominającym psie skomlenie głosikiem ,,Jaki słodki piesio!’’ i rzucamy się do niego żeby go pogłaskać. Już w ciągu tych kilku sekund dajemy psu szereg błędnych sygnałów, po których najpewniej uzna, że nie dość, że nie umiemy się zachować, to jeszcze oddajemy mu przywództwo. Jak to możliwe?
Pierwszym błędem jest głos, który kojarzy się zwierzęciu z poddańczym skomleniem lub oznaką słabości. Drugim jest złamanie zasad dobrego wychowania w stadzie, i podbiegnięcie, żeby psa pogłaskać – psi savoir vivre wymaga by najpierw dać się obwąchać. Do tego najczęściej dochodzi sposób podejścia. Psy podchodzą przodem do siebie tylko w wyjątkowych sytuacjach oznaczających najczęściej wyzwanie. No i sam fakt, że podchodzimy jako pierwsi, na koniec przypieczętowuje nasze stanowisko. W stadzie, przywódca sam nigdy nie podchodzi do członków stada, to oni przychodzą do niego. Dorzućmy jeszcze do tego naszą rozchwiany stan emocjonalny, podczas którego zachwycamy się psiakiem i już kłótnia gotowa. Normalną reakcją psa na takie zachowanie było by ostrzegawcze ugryzienie mające przyprowadzić delikwenta do porządku, co ludzie z resztą odbierają często jako zaproszenie do zabawy.

Z doświadczenia wiem, że energia to potężne narzędzie w świecie zwierząt. Nie tylko jest uniwersalnym sposobem przekazywania informacji, który rozumie każdy gatunek, ale i skutecznym. Nie raz mogłam się przekonać, że wystarczy spojrzenie! Spojrzenie na futro, zalegające na kanapie wbrew zasadom, by stwierdziła, że lepiej sobie poszukać innego miejsca. Nie trzeba wcale krzyczeć. Można użyć nic nieznaczącego słowa np. Bazinga! i pies zejdzie z kanapy o ile użyjemy odpowiedniego nastawienia, mówiącego, że to nasza kanapa i że obejmujemy ją w posiadanie (osobiście nie polecam tego sposobu, kiedy usłyszysz wychodzące z twych ust ,,Bazinga!'' najpewniej zachce ci się śmiać, twoja energia gwałtownie się zmieni i zwierzak czując to weźmie cię za niezrównoważonego psychicznie... ;p)


To jest dla nas trudne, zmienić sposób postrzegania zwierząt. Dla nas Puszek jest Puszkiem, który uwielbia szczekać, kocha swoją piłeczkę i ... po wymienieniu iluś tam cech jest psem. A to właśnie PSEM jest przede wszystkim, i jako psa powinniśmy go postrzegać. Kiedy już to zrozumiemy i nauczymy się patrzeć na świat nosem, potem oczami zrozumiemy, czemu do tej pory w naszym związku nie najlepiej się układało.

piątek, 1 lutego 2013

Zaklinanie zwierząt? Tak, to możliwe!

Czym jest Natural?


Jeszcze całkiem nie tak dawno jedynym sposobem na podporządkowanie sobie zwierzęcia była tresura. Żeby nauczyć psa czy konia do wykonania jakiejś ewolucji ustawiało się go używając mniejszej lub większej siły, a kiedy zwierzę się podporządkowywało, nagradzało się go. Jeśli było oporne powodowało się większą niewygodę, lub nawet zadawało ból do momentu aż zwierzę nie zdecydowało się wykonać polecenia. Metoda ta, jakkolwiek skuteczna, dawała mierne efekty. Tresowany uczeń wykonywał polecenia niechętnie (bo kto by chciał robić coś, co mu się kojarzy z nieprzyjemnościami), niemrawo, a jeśli tylko pojawiła się okazja uniknięcia lub ucieczki, od razu z niej korzystał.
Ale tresura wcale nie musi być przykrym doświadczeniem, a efekty mogą być znacznie, znacznie lepsze!
Udowadniają to ,,naturaliści’’ czyli specjaliści od słuchania zwierząt. Kluczem do sukcesu okazała się znajomość języka zwierząt.

Naturalne jeździectwo
Od zarania dziejów znane były opowieści o zaklinaczach koni. Od niedawna wiadomo, że to wcale nie jest bajka. Monthy Roberts, Pat Parelli, Steve i Irena Halfpenny to nazwiska doskonale znane w świecie koniarzy. Każdy z nich stosuje odmienną filozofię, różne metody, ale łączy ich jedno – dla wszystkich najcenniejsze jest dobro konia.
Ich praca polega na uczeniu ludzi zrozumiałego dla koni języka, oraz interpretacji końskich zachowań, które pozwalają uniknąć konfliktów, ułatwiają ocenę końskiego samopoczucia, a nawet pomagają stwierdzić, jaki zwierzę ma stosunek do wykonywanej czynności. To pierwszy krok do poznania i zrozumienia końskiej psychiki. Jeśli ponad to nauczymy się psychologii i zrozumiemy podstawy ich zachowań, które ukryte są w ich trybie życia (są to zwierzęta stadne, niezwykle ważna więc jest dla nich pozycja w hierarchii, mają bardzo silny instynkt ucieczki, co jest ich jedyną szansą na przetrwanie na stepach, i są niesamowicie wrażliwe, dlatego tak ważne jest by ich kontakt z człowiekiem przebiegał właściwie od samego początku) będziemy w stanie wpływać na ich zachowanie w przystępny i zrozumiały dla nich sposób. Niesamowite są efekty pracy tą metodą. Zwierzęta zdają się bezgranicznie ufać swoim opiekunom, z radością wykonują ich polecenia, a granice ich możliwości zależą tylko od ludzkiej wyobraźni. W Polsce ta dziedzina ciągle się rozwija. Jeszcze z pewnym niedowierzaniem jeźdźcy traktują przesłanie naturalistów. Panuje błędne przekonanie, że jazda naturalna to jazda na oklep, na kantarze i nie ma ona praktycznego zastosowania np. w sporcie. Na szczęście organizacje stosujące te metodę ciągle zaskakują i łamią utarte w naszych głowach stereotypy. Udowadniają, że naturalne podejście nie jest gorsze od klasycznego, i że można z nim osiągnąć wygraną w wyścigach czy w zawodach skokowych.
A co najciekawsze konie to nie jedyne zwierzęta, które można zaklinać.

Zaklinacz psów
Coraz głośniej ostatnio o Cesarze Millanie, który dzięki programowi na NatGeo staje się z dnia na dzień popularniejszy. Jego metoda nie ma jeszcze oficjalnej nazwy, jednak nie różni się od Naturalnego Jeździectwa. Jedyną zmienną jest tutaj psia psychika, która jest przecież inna od końskiej (pies jako drapieżnik kieruje się innymi zmysłami, choć jako zwierzę stadne ma podobną potrzebę ustalenia hierarchii). O jego sukcesie świadczą setki psów, które odnalazły w nim swego mentora, nawet jeśli wcześniej były uważane za niebezpieczne, oraz dziesiątki innych, których jedynym problemem była niewiedza właścicieli. Niesamowite jak opanowanie własnych emocji i stosowanie się do kilku prostych zasad (najczęściej przywoływanymi przez Cesara są zasada ,,zero patrzenia, zero mówienia, zero dotykania’’ które uświadamiają nam wpływ tych rzeczy na psie zachowanie) potrafi poprawić relację czworonoga z właścicielem, a jeśli doda się do tego prostą umiejętność interpretowania psiej mowy ciała może powstać naprawdę niesamowita więź.



To rodzi pytanie – co jeszcze można osiągnąć? Czy to jedyne zwierzęta, na które można wpłynąć w ten sposób? Nie! Każde zwierzę jest podatne na ludzką energię i jego działania. Żeby w pełni z tego skorzystać trzeba tylko wyciągnąć ku nim rękę. Zadać sobie trud poznania ich psychiki, ich zachowań i potrzeb. Jeśli nam się to uda będziemy w stanie powiedzieć naszym pupilom, czego od nich oczekujemy, łatwiej nam będzie dostrzec błędy, jakie na co dzień popełniamy, a które tak chętnie nam wybaczają, i co najpiękniejsze będziemy mogli stworzyć niepowtarzalną więź między czworonogiem, a właścicielem.
Spróbujcie. Nauczcie się choć jednego zrozumiałego dla waszego towarzysza zachowania, a gwarantuję, że zobaczycie niesamowitą wdzięczność w ich oczach. Nareszcie, bez wątpliwości będą wiedziały, o co Wam chodzi. I odwdzięczą się Wam za to! ;)