Wraz z pojawieniem się na rynku szerokiej gamy produktów dla psów, producenci by prześcignąć siebie nawzajem wymyślają coraz to ciekawsze akcesoria. Mają one ułatwiać życie, ubarwić opiekę nad pupilem, czy też służyć naszej rozrywce. Niepokoi mnie jednak ostatni napływ dziwnej mody, budzącej przekonanie, że pies wcale nie potrzebuje spaceru.
Pierwszym sygnałem było pojawienie się mat treningowych. Jest to prostokątna pielucha, którą można rozłożyć bezpośrednio na podłodze, lub też na specjalnej podstawce i skropić dostępnymi w zoologach kropelkami zapachowymi mającymi zachęcić psiaka do załatwiania się w tym właśnie miejscu. Ma to na celu uratowanie naszych dywanów, czy parkietów przed zgubnym działaniem moczu, ułatwić naukę siusiania szczeniakom, jak i odciążyć właścicieli starszych, schorowanych zwierzaków, które nie są w stanie samodzielnie wyjść na dwór.
Uznałabym to za doskonały pomysł (sama pamiętam jeszcze uczenie szczeniaka by w razie ,,wpadki’’ załatwiał swoją powinność na gazecie, co nie było zbyt poręczne), gdyby nie nadużywanie tego typu produktów z powodu czystego lenistwa.
Rosnąca moda na przyuczanie torebkowych piesków załatwiania się w kocich kuwetach pociągnęła za sobą pojawienie się na rynku gamy kuwet i żwirków specjalnie przystosowanych dla psiaków. W reklamówkach piszą, że to do nauki szczeniąt, lub na wypadek gdyby warunki pogodowe uniemożliwiały normalny spacer, jednak dobrze wiemy jak to się najpewniej skończy. Właściciel mając taką kuwetę szybko straci motywację do wychodzenia na zewnątrz (dywany i drewniane podłogi są już przecież bezpieczne), a biedny zwierzak zamknięty w czterech ścianach nawet nie będzie świadom tego, że nauczenie się załatwiania w domu przekreśla jego szanse na potrzebne psom przygody związane z spotykaniem podwórkowych znajomych, obwąchiwaniem trawników i zabawę na świeżym powietrzu.
Brak bodźców szybko odbije się na zdrowiu psychicznym psa. Tak rodzą się różnego typu nerwice, futrzak zaczyna się bać szelestu liści, potem przejeżdżającego samochodu, w końcu zaczyna uciekać na każdy głośniejszy dźwięk w mieszkaniu, gości wita z dziką paniką chowając się za kanapę. Mogą się pojawić stany obsesyjne, psiak bez przerwy szczeka, obgryza meble z nudów lub frustracji, maniakalnie wpatruje się w swoją piłeczkę, bez której nigdzie się nie rusza, choć innym nie pozwala jej dotknąć, robi się zaborczy i próbuje zdominować otoczenie. Rodzi się pytanie: Czy takie zwierzę jest szczęśliwe? Czy naprawdę dbamy o nie, jednocześnie doprowadzając je do szaleństwa?
A co ze zdrowym rozwojem fizycznym? Zwierze z ograniczoną dawką ruchu będzie tyć, będzie to miało katastrofalny wpływ na stan jego stawów, a później kości ogólnie pogarszając stan jego samopoczucia. Dom już nie będzie domem, ale więzieniem.
Wniosek jest dość prosty – musimy racjonalnie korzystać z dobrodziejstw branży zoologicznej, stawiając na pierwszym miejscu potrzeby naszych czworonożnych przyjaciół, dopiero potem swoją wygodę i upodobania.
Jeśli już decydujemy się na używanie tego typu środków, musimy zapewnić futrzakom odpowiednią ilość ruchu i stymulujących bodźców, bo przecież one też muszą się rozwijać! ;) Nie odbierajmy im tej możliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz